czwartek, 24 lipca 2014

Popularność nie popłaca

Tytuł posta, jest tytułem artykułu w Gazecie Wyborczej. Artykuł opowiada o popularności, która może się odegrać w dorosłym życiu. O tym artykule dowiedziałam się od pewnego osobnika (Mama), który przesłał mi go pocztą. Mój komentarz do tego artykułu jest taki: Bardzo wartościowy artykuł, który odpowiada na pytanie - Jaki jest skutek popularności?

 "Nadawali ton w gimnazjum czy liceum? W dorosłym życiu często im się nie wiedzie
Na pewno dobrze pamiętasz ich ze szkoły. Zawsze głośni, pewni siebie, kreowali trendy: od tego, w co się ubierać, jakie filmy oglądać, po to, jaki kolor okładki zeszytu jest OK, a jaki nie. Otoczeni grupką kolegów satelitów, którzy marzyli, by spłynęła na nich odrobina "fejmu" tych fajniejszych. Zazdrościliśmy im w cichości ducha, chcieliśmy być tacy jak oni. Bo to z nimi całowały się dziewczyny, bo to za nimi ciągnęły ogony chłopaków. Królowie balu. Naukowcy przynoszą pocieszenie: nie ma czego im zazdrościć. Zwykle ich sława i popularność nie wiąże się z powodzeniem w dalszym życiu. Wręcz przeciwnie.

Losy popularnych nastolatków przebadał profesor psychologii Joseph P. Allen z University of Wirginia. Wyniki swoich badań opublikował w piśmie "Child Development". Odkrył, że ci, którzy nadawali ton jako kilkunastoletnie dzieciaki, jako 20-latkowie nie radzili już sobie tak dobrze. Trend jest na tyle silny, że "szkolna sława" może się stać sygnałem ostrzegawczym dla rodziców i nauczycieli: ten dzieciak słabo poradzi sobie w życiu, może mieć później problemy z pracą, alkoholem, popadać w drobne konflikty z prawem, źle funkcjonować w grupie. Z badań psychologa wynika, że aż 45 proc. osób z grupy "fejmów" w wieku 23 lat radziło sobie społecznie gorzej niż ich mniej popularni w szkole równolatkowie.

Jak prof. Allen tłumaczy ten paradoks? - Czas zdobywania sławy w szkole nakłada się na dość krytyczny rozwojowo okres - mówi Allen w rozmowie dla "New York Timesa". - Nastolatki zajęte bawieniem się w randki i imprezy, szukaniem wrażeń i imponowaniem innym przegapiają czas, w którym ich koledzy rozwijają przyjaźnie, uczą się i inwestują w swój rozwój. Zachowując się przedwcześnie dojrzale, nie dojrzewają prawidłowo, nie uczą się nawiązywania dobrych relacji w grupie ani współpracy.

Badania Allena komentuje psycholog prof. Bradford Brown, który także badał fenomen popularności niektórych nastolatków: - Te dzieciaki, zachowując się atrakcyjnie i w ich mniemaniu "dorośle", nie są na to emocjonalnie przygotowane. Skutek jest taki, że zaczynają szukać towarzystwa starszych od siebie, ale ci, których znajdują i którzy chcą się z nimi zadawać, to zwykle także osoby niedostosowane społecznie. I tak koło się zamyka. Nie otrzymują właściwych wzorców, nie rozwijają się prawidłowo. Kilka lat później, gdy przestają imponować rówieśnikom, gubią się, popadają w nałogi, nie umieją ułożyć sobie życia osobistego.

Dlaczego jednak jedne nastolatki chętniej szukają ryzykownych sytuacji, łakną popularności i poklasku, podczas gdy inne tylko im zazdroszczą, ale nie zachowują się w ten sposób? Być może odpowiedź tkwi w tym, co dzieje się w tym czasie w ich mózgach.

A okres dojrzewania to prawdziwa neuronalna burza. Wtedy jajniki (u dziewcząt) i jądra (u chłopców) zaczynają wydzielać hormony: estrogen i testosteron. Dzięki temu rozwija się system rozrodczy, pojawia się owłosienie pod pachami i w kroczu, wypryski na skórze, a ciało nabiera dorosłych kształtów. Hormony płciowe wywierają też ogromny wpływ na mózg.

Są szczególnie aktywne w ośrodkach mózgu odpowiadających za emocje - w układzie limbicznym. Według psychiatry z Uniwersytetu w Pittsburghu dr. Ronalda Dahla, w ten sposób powstaje "emocjonalny granat". Nastolatki szukają sytuacji, w których mogą sobie pozwolić na uwolnienie emocji i pasji. Poszukiwanie dreszczyku emocji często naraża młodych ludzi na ryzyko. Jest ono tym większe, że obszary mózgu odpowiedzialne za poskramianie ryzykownych, impulsywnych zachowań nie do końca się rozwinęły.

Bo rejony mózgu, które najwcześniej osiągają dojrzałość, to te z tyłu, które odpowiadają za wzrok, słuch, dotyk i orientację przestrzenną. Potem rozwijają się obszary, które koordynują te funkcje - dzięki nim jesteśmy w stanie znaleźć wyłącznik światła w łazience nawet w środku nocy. Ostatnią częścią mózgu, która osiąga dojrzałość (a dzieje się to nawet do 30. roku życia), jest kora przedczołowa, gdzie mieszczą się planowanie, ustalanie priorytetów, zbieranie myśli, poskramianie impulsów, rozważanie konsekwencji swych czynów czy racjonalna motywacja do działania. A jeśli osoby w wieku dojrzewania mają niedobór motywacji, to mogą być bardziej skłonne do podejmowania łatwych i emocjonujących czynności. Te procesy w różnym tempie zachodzą w głowach poszczególnych nastolatków. Stąd ich odmienne zachowanie. Na szczęście większość z tego wyrasta. A jak pomóc tym, którym grozi większe ryzyko zagubienia się w życiu?

Być może dobrze byłoby zapewnić nastolatkom to, czego brakuje w ich mózgu - organizując im czas, pomagając w podejmowaniu trudnych decyzji (nawet jeśli się opierają) i nie żałując im starych jak świat rodzicielskich cnót: cierpliwości i miłości. No i poświęcać im uwagę. By nie musiały zabiegać o nią w gronie rówieśników, wpadając przez to w kłopoty, z których trudno będzie im się potem wykaraskać."
Gazeta Wyborcza 24.07.2014
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75400,16370223,Popularnosc_nie_poplaca_nastolatkom.html#ixzz38OxcjE5C
Co Wy sądzicie o tym artykule?
P.S. Wyjeżdżam w Sobotę (26.07.2014) w polskie góry, a wracam w Piątek (8.07.2014), więc nie wiem czy uda mi się coś na pisać na blogu.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz